Recenzja filmu

Magnolia (1999)
Paul Thomas Anderson
Tom Cruise
Julianne Moore

Po deszczu

Trzeba pewnej wrażliwości, by zauważy, że akcenty komediowe, którymi "Magnolia" jest poprzetykana, wcale śmieszne nie są Na początku są dowcipy. Autorzy filmu opowiadają trzy krótkie historie,
Trzeba pewnej wrażliwości, by zauważy, że akcenty komediowe, którymi "Magnolia" jest poprzetykana, wcale śmieszne nie są Na początku są dowcipy. Autorzy filmu opowiadają trzy krótkie historie, które mają sens tragiczny, ale zarazem wydają się śmieszne, bo oglądamy wydarzenia bardzo nieprawdopodobne, z pogranicza realności i farsy Można by z tego wstępu wnioskować, że dalej będzie tak samo. Czy jest? Otóż niezupełnie. Dalsza fabuła nie jest nieprawdopodobna, trójdzielny wstęp nie narzuca umowności. Chodzi raczej o to, by widz, zobaczywszy wymieszanie makabry i zabawy, potem oczekiwał tego samego. By wręcz przymuszał się do śmiechu. I by nastrój powagi wkroczył do filmu w sposób niezapowiadany, wbrew oczekiwaniom widza Więc dobrze. Jaki jest ten ciąg dalszy? Otóż jesteśmy w Kalifornii, chyba gdzieś w okolicy Los Angeles. Spotykamy kilkoro ludzi. Jest trzynastoletni chłopiec Stanley, który regularnie uczestniczy i zwycięża w telewizyjnej "Wielkiej grze". Jest pięćdziesięciolatek nazwiskiem Smith, który odnosił podobne tryumfy w latach 60., a dziś wspomina dawne dobre czasy. Jest producent telewizyjny Jimmy Gator, który "Wielką grą" kieruje. Jest jego szef, który przestał kierować, bo zachorował na raka i leży na łożu śmierci. Stary potentat TV umiera, jego żona myśli o eutanazji, pielęgniarz przeklina swą bezsilność. Drugi potentat szuka swej córki, która uciekła z domu i została narkomanką. Czy to jest śmieszne? Oczywiście nie. Ale realizatorzy stale wprowadzają do filmu pewne epizody, które mogą wydać się zabawne. Jednym z bohaterów jest policjant. Na początku filmu wyrusza na patrol. Ale przedtem klęka, modli się. Takich policjantów nigdy w filmach hollywoodzkich nie oglądamy. W dodatku policjant Kurring jest niezgrabny, gubi pistolet. Więc jest śmieszny! Cudowne dziecko Stanley wkracza do telewizyjnego studia. - Chciałbym jeszcze do toalety - mówi swej opiekunce. - Nie ma na to czasu, pójdziesz później! - odpowiada opiekunka. Oczywiście, śmieszne! Trzeba pewnej wrażliwości, by zauważyć, że te akcenty komediowe wcale śmieszne nie są. Trzynastoletni Stanley odpowiada na trudne pytania, jednocześnie jednak walczy z własnym pęcherzem. Tatuś siedzi nieopodal, pozostaje bierny. Jego interesuje tylko to, by syn wygrał i zdobył premię. Skąd taka postawa u ojca - jednego, drugiego, trzeciego? Trzeba pamiętać, że jesteśmy w Kalifornii, może w najzamożniejszym zakątku kraju. Ludzie, którzy tu zamieszkali, chcieliby zachować swój "status symbol". Więc eliminują z życia wszystko, co by przeszkadzało. Trzeba walczyć o sukces, jego miernikiem jest konto bankowe, prestiżowe stanowisko, młoda partnerka. W tym świecie pojawia się jedna osoba, która wszystko widzi i próbuje być uczciwa. Tą osobą jest policjant Kurring, który wierzy w Boga. Przyjaźń z narkomanką nie ułatwi mu kariery, ale on uważa, że pomoc dla skołowanej dziewczyny jest ważniejsza niż regulamin. Kurring próbuje interweniować, ale potrzeby są tak ogromne, że w końcu zaczyna się gubić. Podejmuje decyzję z pozoru słuszną, która jednak może zaszkodzić. Niegdysiejszy gwiazdor telewizyjny kradnie pieniądze swego pracodawcy, potem zmienia zdanie, włazi na dach, by pieniądze zwrócić. Policjant to widzi, chce faceta aresztować. Ta interwencja przyniosłaby więcej szkody niż pożytku Więc kto pomoże, kto powstrzyma policjanta? Pomoże deszcz. Bardzo niezwykły. Ten deszcz to jakby powrót do trzech opowiadań z prologu. Tam widzieliśmy nurka, który spadł z nieba. Teraz deszcz utrzymany jest jakby w tej samej poetyce. Dla wielu widzów będzie komediową atrakcją. Ale może znajdą się i tacy widzowie, którym ta scena coś przypomni. Na przykład fragment ze Starego Testamentu, z Księgi Wyjścia. Brzmi to tak: "Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: "Idź do faraona i powiedz mu: To mówi Pan. Wypuść lud mój, aby mi służył. A jeżeli ich nie wypuścisz, to dotknę cały kraj twój plagą żab". (Wj. 7, 26-27). Analogia może wydać się sztuczna. Pan zsyła plagi na faraona, by wyzwolić swój lud z niewoli egipskiej. Ale w czyjej niewoli są mieszkańcy Kalifornii? Cóż, wychodzi na to, że w swej własnej. W niewoli swych przyzwyczajeń, potrzeb. W niewoli swej miłości do pieniędzy i sukcesu, w niewoli pogardy dla ludzi już niepotrzebnych. Oni sami zafundowali sobie taką niewolę. Więc plaga egipska musi dotknąć tych, którzy są zniewoleni. Czy się wyzwolą? W Księdze Wyjścia czytamy, że po kolejnej pladze "ziemia wydawała przykrą woń" i trzeba było wielkiego sprzątania. Takie sprzątanie widzimy także w filmie, nazajutrz po deszczu. Obraz jest wtedy rozświetlony, odnosimy wrażenie, że powietrze stało się chłodniejsze, rześkie. Bohaterowie filmu stają się szczerzy, mówią prawdy, których przedtem by nie powiedzieli. Więc happy end? Mimo wszystko: jest w tym zakończeniu coś przygnębiającego. Trzeba było plagi egipskiej, by ludzie przejrzeli na oczy. Takie plagi zdarzają się rzadko, poza tym nigdy nie są bezbolesne. Więc może lepiej uznać, że "Magnolia" jest komedią i niczym więcej.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Choć filmy opowiadające kilka równolegle dziejących się historii skrywają wielki realizacyjny potencjał,... czytaj więcej
Istnieje pewne koncepcja w filozofii Dalekiego Wschodu (zaadaptowana na grunt fizyki teoretycznej przez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones